Jestem mamą, jestem sobą

Można żyć chcąc być kimś innym. Zmuszać się do zmiany i ciągłej pracy nad sobą. Patrzeć na innych i mieć pretensje do samej siebie, bo “ja tak nie potrafię”. Dziś mogę o sobie powiedzieć, że przez lata byłam królową tych romantycznych wizji.

Ciągle wyobrażałam sobie jak moje życie POWINNO wyglądać.

W internecie możemy dziś zobaczyć jak żyją mamy na całym świecie. Można podejrzeć takie, które mają mnóstwo pomocy od rodziny czy wspólnoty, w której żyją. Można też zobaczyć mamy tu u nas, które swoje macierzyństwo pokazują, choć nie wiadomo czy przeżywają je równie pięknie. Można zobaczyć jak radzą sobie samotni rodzice i jak funkcjonują pełne, szczęśliwe rodziny. Wszystkie te obrazy to jednak kreacje, a nie rzeczywistość.

W tym roku minie 6 lat od kiedy jestem mamą. Prawdę mówiąc, mimo wielu moich starań, dopiero teraz naprawdę mam dystans, do tego jak inni radzą sobie w rodzicielstwie. Próbowałam już wcześniej odpychać od siebie myśli, że ktoś jest lepszą mamą. Na zewnątrz nie pokazywałam, że się przejmuję tym co mówią i robią inne mamy. A prawda jest inna. Wielokrotnie miałam wyrzuty sumienia, że ja wiele rzeczy robię gorzej dla moich dzieci. Będąc absolutnie uczciwą, porównywałam się prawie z każdą mamą. W pewnym momencie przestałam pytać inne mamy, co robią i jak robią, bo zauważyłam jak te rozmowy, źle na mnie wpływają. Przestałam sprawdzać wszystko w internecie i szukać rozwiązań każdego problemu.

Z czasem zaczęłam ufać bardziej sobie – swojej intuicji.

To w zasadzie powinno być coś, co przychodzi zupełnie naturalnie. Kiedy zaczęłam opiekować się maleństwem, tak właśnie robiłam. A potem gdy wyszłam z domu i zaczęłam spotykać się z innymi rodzicami, pojawiły się we mnie wątpliwości. Do tego doszedł jeszcze internet. Poznałam mamy, które nie narzekają. Mamy, które codziennie mimo wielu obowiązków są ładnie ubrane, uczesane i pomalowane. Takie mamy, które mają czas dbać o swoje ciało i takie, które dużo czytają, chodzą z partnerem na randki, a do tego w domu wszystko pięknie ogarniają.

Mam wrażenie, że na pewnym etapie dla części obserwujących mnie dziewczyn, sama byłam właśnie taką idealną mamą. Prześledziłam to jak i co publikuję w internecie. Zastanawiałam się, jak to może być odbierane. Wczytywałam się bardziej w wiadomości, które dostaję.

Zobaczyłam, że je też pokazuję dom, który nie do końca wygląda tak jak w rzeczywistości. Dlatego widzicie dziś u mnie wszystko tak jak jest. Nie sprzątam specjalnie do filmów. Nie maluję się do każdego nagrania. Pokazuję kiedy jemy w McDonaldzie i kiedy jestem zmęczona i zła na moje dzieci.

Widzicie nie tylko porządek, ale też bałagan. Przyznaję, że mam Panią do sprzątania.

Chcę, żebyście wiedziały, że prowadzenie kanału na YouTube, konta na Instagramie, pisanie newsletterów, współprace z firmami, sprzedaż własnych produktów i tworzenie nowych to jest pełnoetatowa praca. To nie jest dorywcze zajęcie, które można realizować z dziećmi na kolanach. Do pewnego stopnia tak to u mnie wyglądało. Tyle, że skończyło się ciężkim epizodem depresyjnym i długim leczeniem. Chcę, żebyście to wiedziały i jeśli chcecie pracować na własny rachunek, miały świadomość, że to wymaga pomocy z zewnątrz nie tylko przy dzieciach, ale także w domu.

Przestałam się też bać krytyki związanej z odżywianiem moim i moich dzieci. To co widzicie to jest bardzo prawdziwy obraz tego jak się u nas w domu je. Czasem robię coś z resztek. Nie zawsze robię meal prep. A kiedy mi się nie chce sięgam po gotowce. Oczywiście, że staram się jeść zdrowo, ale to nie jest u nas priorytet absolutny. Jeśli padam z nóg dzieci jedzą na kolację kabanosa z kajzerką. I dziś uważam, że to też jest okej.

Nie chcę być kimś innym.

Jest takie powiedzenie, że trzeba być “najlepszą wersją siebie”. Ja mam poczucie, że w moim przypadku bycie najlepszą wersją, zmieniło się w bycie kimś innym.

Chciałam być super zorganizowana. To mi wychodziło, dopóki nie pojawiło się drugie dziecko i na wierzch wyszedł mój naturalny chaos. Chaos, który przez lata starałam się ukrywać. Marzyłam by być wysportowaną, zgrabną i zadbaną mamą, która codziennie sięga po idealny zestaw ubrań do swojej stonowanej, minimalistycznej garderoby. A tak naprawdę ja uwielbiam kolory. Kocham dodatki i dziś nie rozumiem dlaczego dla tej wizji, chciałam z nich zrezygnować. Nie rozumiem, dlaczego wydawało mi się być możliwym, żeby ekspresowo wrócić do formy, pracować i samemu zajmować się dziećmi.

Dziś obserwujemy siebie nawzajem znacznie bardziej niż kiedyś.

Dzielimy się często bardzo osobistymi historiami. Tyle, że te historie są zwykle pieczołowicie wybierane. Te wizje, które sobie wzajemnie pokazujemy, mogą stać się bronią przeciwko nam samym. Bo każda mama chce być najlepszą mamą. A przy dzisiejszej liczbie wymagań, to staje się zwyczajnie niemożliwe.

Dlatego dziś tak ważny jest dla nas dystans i poczucie humoru. Musimy nauczyć się rozumieć, że nie każde rozwiązanie jest dla nas. To, że coś jest obiektywnie dobre, ale dla nas niemożliwe do wykonania, nie oznacza, że jesteśmy gorsze. Każdy rodzic popełnia błędy i cały czas się uczy. Najważniejsza jest nasza otwartość, elastyczność i poszukiwanie tego co dla nas i naszych dzieci najbardziej optymalne.

Chcę zawsze pamiętać, że to ja jestem ekspertką od moich dzieci i mojej rodziny.

Chcę ufać sobie i mieć zgodę na to, że w rodzicielstwie, często trzeba uczyć się na błędach.

Chcę być najlepszą mamą i najlepszą żoną, ale moim priorytetem musi być też moje zdrowie i dobre samopoczucie.

Bo jeśli ja czuję się źle i o siebie nie dbam, to prędzej czy później odbije się to na mojej rodzinie.

Dziś w dniu naszego święta życzę Wam właśnie tego stanu umysłu, w którym cel bycia najlepszą mamą stoi na równi z naszym dobrostanem.